W Lesznie rekolekcje zorganizowano w hali sportowej. Pierwszego dnia przyszło ok. 700 uczniów z sześciu leszczyńskich szkół ponadgimnazjalnych. Rekolekcje prowadził ksiądz Rafał Jarosiewicz.
Po pierwszym dniu rekolekcji do lokalnego Radia Elka przychodzi zdenerwowana matka jednego z uczniów. Dorocie Kozaneckiej, dziennikarce, opowiada o upadających i trzęsących się uczniach.
„Byłam na rekolekcjach tylko w poniedziałek. Po 15 minutach rekolekcji zastanawiałam się, co tam robię. (...) Wyglądało jak sekta. Najbardziej przerażający był moment, kiedy ludzie mdleli i nikt nie mógł im udzielić pomocy, bo ksiądz twierdził, że to normalne i »demony zostały uwolnione«”. - pisze w mailu do Radia Elka jeden ze słuchaczy.
"Ja biorę udział w rekolekcjach i nie było żadnego krzyczenia, drgawek czy tym podobnych rzeczy. Osoby upadały na ziemię asekurowane przez inne osoby. Nikomu nic się nie stało" – z wypowiedzi na forum Radia Elka.
- Jestem wierzący, ale co tydzień do kościoła nie chodzę. Ksiądz poprosił na scenę parę osób. Nie mówił, o co chodzi. Zgłosiłem się z ciekawości. Kazał nam stać i mieć uniesione ręce do góry. To trwało jakieś 15 minut. Cały czas była modlitwa, piosenka. Potem podchodził do każdego, trzymał za głowę i coś mówił. Aż doszedł do mnie. Przyłożył ręce do głowy. Poczułem, jak ksiądz mnie pcha do tyłu i zrobiło mi się słabo. Pewnie dlatego, że wcześniej stałem z tymi rękoma uniesionymi do góry. Może się człowiekowi słabo zrobić po czymś takim. Ja łatwo mdleję. Po kilku minutach któryś z panów mnie ocucił. Ale za bardzo nie wiedziałem wtedy, co się dzieje. Trochę się potem trząsłem - opowiada uczestnik. - Zdenerwowałem się na drugi dzień, bo koleżanka pisała mi, że boi się iść na rekolekcje, bo więcej osób padało.
- Powiedzieliśmy uczniom, jak to może wyglądać. Opowiadaliśmy o znakach, które potwierdza Pan Bóg - tłumaczy mi ksiądz Rafał Jarosiewicz. 40-latek, szczupły, w drucianych okularach. Kontrowersjami wokół rekolekcji w Lesznie jest zdziwiony. Mówi, że ani uczniowie, ani rodzice nie przyszli do niego z pretensjami. Tłumaczy, że nie stosuje żadnych metod hipnozy. - Nic nie robię. Modlę się tylko. Wcale nie trzeba kłaść rąk ani być w bliskiej odległości. Wielokrotnie zdarzało się, że ludzie doświadczali spoczynku w różnych częściach kościoła - tłumaczy. - Nie robimy kabaretu na zasadzie czary-mary. To bardzo namacalne działanie Pana Boga.
- Mówimy o działaniach, które zmieniają ludzką świadomość. - mówi Michał Pozdał, psychoterapeuta z Uniwersytetu SWPS. - Młodzi ludzie nie powinni być temu poddani. Na taką ekspozycję mogą być wystawione tylko i wyłącznie osoby, które świadomie się na to godzą, przy pełnej instrukcji tego, co może się wydarzyć. Nie dziwi się rodzicom, których praktyki księdza zbulwersowały. - Rodzice powinni być poinformowani o tym, co ma się tam dziać, i wyrazić na to zgodę, a być może nawet uczestniczyć w tych rekolekcjach, żeby widzieć, co się dzieje - uważa psychoterapeuta.
Zbliża się Wielkanoc więc dobra okazja do małej refleksji na tematy religijne. Autorka artykułu w GW, którego fragmenty zacytowałem powyżej starała się być dość obiektywna. Zacytowała księdza-rekolekcjonistę, wypowiedzi uczniów, rodziców, nauczycieli, wypowiedź rzecznika Archidiecezji, specjalistów itd. itd. W sumie, jak widać w podsumowaniu, klimat artykułu jest jednak z lekka negatywny wobec przedstawionych rekolekcji. Może to kwestia specyficznego profilu GW, a może kwestia tego, że gdy się czegoś nie rozumie to trudno pozytywnie do tego podejść.
Z jednej strony można oczywiście twierdzić, że młodzi ludzie powinni wiedzieć co będzie ich udziałem, co się „na nich” dokona, że powinni wchodzić w proces bez niepokoju i pretensji (post factum), że stało się coś czego nie rozumieli i nie chcieli. Zresztą warto zauważyć, że znaczna część rodziców nie jest otwarta na „ponadstandardowe” formy religijności.
Z drugiej strony ubolewam, że większość współczesnej młodzieży głucha jest na znaki i działanie Ducha św. Nie wiedzą, nie rozumieją, nie wierzą w dary Ducha św. jak i w charyzmaty Ducha św. Nie byli uczestnikami, świadkami takich darów jak charyzmat języków, tłumaczenia języków, proroctwa, itd. Wiara kojarzy im się z bezmyślnym powtarzaniem formułek i z nużącymi nabożeństwami w Kościele. Może dobrze, że ktoś ich poznał z nieznaną im częścią Wiary, bazującą w większym stopniu na emocjach, przeżyciu, na dotknięciu Nieznanego. Nawet jeżeli nie wpłynie to trwale na ich życie – będą pamiętać, że jest coś więcej poza święceniem pisanek.
Na koniec – trochę mnie dziwi jedna rzecz, nie boją się skoków bungee, nurkowania, raftingu, czy motocrossu, czy nawet nachlać się do nieprzytomności na sobotniej imprezie, albo jeździć po pijaku samochodem tatusia, a przeraża ich zasypianie w Duchu św.?
Komentarze