Historycy-publicyści czasem piszą książki typu „co by było gdyby” rozpatrując alternatywne scenariusze historii. Rozważają na przykład czy w 1939 roku losy Polski potoczyłyby się inaczej gdybyśmy poszli na współpracę z Hitlerem i czasem krytykują, że Polska nie wybrała tego scenariusza. Ja nie krytykuję bo jestem przekonany, że mieliśmy wtedy do wyboru tylko wojnę albo upokarzające zwasalizowanie a la Protektorat Czech i Moraw, czego byśmy nie znieśli.
I właśnie to mi przyszło do głowy kiedy zastanawiałem się co ma robić Polska w obecnej sytuacji na wschodzie. Kilka lat temu, na początku blogowania, napisałem tekst: „Nie bardzo mam ochotę być jedynym wrogiem Putina”. Bo wcale nie miałem ochoty by mój kraj był wrogiem Rosji, a jeżeli już musi to po co ma być na widelcu? Mamy sami być chłopcem do bicia dla Putina? Dlaczego nie w grupie krajów? Od czego w końcu jest ta UE i NATO? Ale uświadomiłem sobie, że sytuacja się zmieniła i nie ma to już znaczenia. Nie ma znaczenia czy będziemy „szumieć” czy nie będziemy. Putin i tak nam nie wybaczy. Czego? Niezależności w myśleniu i działaniu. I tego, że się brzydzimy jego sowiecką hipokryzją i zakłamaniem. Nie ma znaczenia czy będziemy siedzieć cicho, czy będziemy mu włazić w dupę, czy pokażemy mu „faka”. I tak nie jesteśmy w stanie go zadowolić. W planach Putina dla Polski przewidziana jest tylko opcja spacyfikowanego wasala, której nigdy nie przyjmiemy do wiadomości. Kto zasmakował w wolności nigdy nie wróci do kajdanów.
Zatem możemy śmiało powiedzieć Putinowi „ch… ci w żyć”! Poradzimy sobie bez ruskiej ropy i gazu, choćby nas to miało kosztować. I tak nic nam nie da wiszenie u putinowskiej klamki. Nic nie skapnie.
Komentarze